Facebook LinkInstagram Link
Logo Moistry

0


Czym należy się kierować kupując kosmetyki w sklepie lub internecie?

Wchodząc do drogerii można oszaleć od nadmiaru różnych kosmetyków, obietnic producentów i sloganów reklamowych. Komu wierzyć? Czym się kierować? Czy ładnym opisem, wyglądem opakowania, zapachem, konsystencją, a może opinią konsultantki? Oczywiście nikt nie wymaga od nikogo znajomości wszystkich składników, ale warto przyjrzeć się swojej skórze i potrafić eliminować to co jej nie służy.

Zacznijmy od etykiety

Kiedyś na kosmetyku marketingowcy mieli pole do popisu. Można było pisać dosłownie wszystko! Bajki, magiczne deklaracje, kosmetyczne cuda. Na szczęście, weszło w życie nowe rozporządzenie kosmetyczne, które mówi o tym, że każda deklaracja marketingowa będzie musiała być poparta badaniami. Oczywiście zdaję sobie z tego sprawę, że mimo wysokich kar za nieprzestrzeganie tego prawa, duże koncerny kosmetyczne mogą się do tego rozporządzenia nie dostosować, ale cieszę się, że coś ruszyło w tym kierunku i już nie będzie wolno bawić się w magika i obiecywać, że jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, wszystkie problemy skórne znikną. 


Druga sprawa związana z etykietami i rozporządzeniem, to zakaz pisania „nie zawiera” i za niedługo „nietestowane na zwierzętach”. W końcu! Nie wolno już pisać "nie zawiera", "wolne od", "free from" na etykietach, ponieważ wszystkie substancje, które znajdują się w kosmetykach, są w bezpiecznych stężeniach, pod względem szkodliwości na cały organizm oraz nie mają właściwości rakotwórczych. Kiedy konsument czyta np. „nie zawiera parabenów”, automatycznie robi szkodliwą „łatkę” na parabenach. Dlatego producenci kosmetyków robią w ten sposób nieuczciwą konkurencję, dyskryminując różne substancje, sugerując konsumentom ich wysoką szkodliwość, a to nieprawda!


A teraz omówmy termin "nietestowane na zwierzętach". Jeszcze jak pracowałam w gabinecie jako kosmetolog to miałam mnóstwo pytań od klientów: „a czy ten kosmetyk był testowany na zwierzętach?” Aż się we mnie gotowało, ponieważ od 2013 roku, na terenie Unii Europejskiej NIE WOLNO produkować, ani sprzedawać kosmetyków testowanych na zwierzętach! Dlatego deklaracje na etykietach typu: znak króliczka lub tekst „nie testujemy na zwierzętach” wprowadza konsumentów w błąd, bo jeśli na jakimś Polskim kosmetyku nie ma takiej deklaracji, to automatycznie klient myśli: „oooo, czyli testują na zwierzętach”. Otóż NIE. NIE TESTUJĄ! ŻADNA FIRMA, KTÓRA WPROWADZA SWOJE KOSMETYKI NA TERENIE UNII EUROPEJSKIEJ, NIE TESTUJE NA ZWIERZĘTACH już od 2013 roku! Trzeba być czujnym jedynie wtedy, kiedy kupuje się kosmetyki przez internet nie wiadomo skąd. 

No dobra, ale skoro nie będzie wolno pisać na etykietach bajek ani oczywistych deklaracji, to skąd będzie wiadomo jaki kosmetyk wybrać?

Zawsze będę zachęcać do tego, aby stać się ekspertem własnej skóry i być świadomym konsumentem. Przed zakupem, należy się zastanowić co jest dla Ciebie ważne. Coś co będzie się sprawdzało u Twojej mamy, babci, niekoniecznie jest dobre dla Ciebie i odwrotnie. Nie ma dobrych i złych kosmetyków. Dlaczego? Ponieważ dla każdego słowo „dobry” ma inne znaczenie. Dobry, może oznaczać dla kogoś niezapychający i taka osoba będzie zwracała uwagę na zupełnie inne składniki, niż osoba, dla której „dobry” oznacza optycznie wygładzający zmarszczki lub niealergizujący.


Rozpiszę Wam w punktach, na co ja zwracam uwagę i dlaczego:


• opakowanie typu airless lub pompka – świeżość każdej dozy kremu oraz nie narażanie kosmetyku na dostęp zanieczyszczeń z powietrza oraz naszych palców;


• naturalność – te kosmetyki mają więcej składników aktywnych oraz nie zawierają „pustych kalorii” jak np. wazelina, parafina, oleje mineralne, silikony;
Ale! Nie demonizuję tych składników u każdego :) Pamiętajmy, że są to najbardziej obojętne surowce dla skóry i jeśli ktoś ma bardzo wrażliwą skórę, którą wszystko uczula, może się okazać, że to jedyne wybawienie.


• aknegenność – przy produktach do twarzy. Ze względu na to, iż posiadam skórę problematyczną, bardzo ważne dla mnie jest, aby kosmetyki nie posiadały powyższych składników oraz oleju kokosowego, lanoliny, wosków, oleju z kiełków pszenicy, masła kakaowego, ponieważ te surowce posiadają wysoki potencjał aknegenności. Odradzam je osobom podatnym na "zapychanie" i skłonność do zaskórników.


• wchłanialność – dla mnie ważne jest, aby kosmetyk szybko się wchłaniał i nie pozostawiał tłustej warstwy na skórze, ponieważ mam cerę tłustą i nie potrzebuję dużo emolientów. Warto korzystać z testerów i próbek, a jeśli to jest sprzedaż internetowa, sugerować się opisami lub napisać wiadomość do producenta.


• zbędne składniki – sztuczne zapachy, promotory wchłaniania i nadmiar konserwantów – to wszystko może pogorszyć stan skóry, a na pewno nie jest wskazane przy skórach trądzikowych, więc wolę ich unikać.


Na co nie zwracam uwagi i dlaczego:


• mało atrakcyjny zapach - z kosmetykami mam jak z lekami, nie ważne czy ładnie pachną, ważne że działają;


• konsystencja – nie lubię „plastikowych” formuł, nafaszerowanych silikonami, polimerami, które dają tylko złudne wrażenie jedwabistości. Ja tam wolę, jak składniki oddziałują na moją skórę, niż ją powlekają;


• wegańskie – dla mnie to nie jest ważne, ponieważ nie tego oczekuję od kremu. Może jakbym miała skórę normalną, bez trądziku, przebarwień i problemów, wtedy mogłabym przebierać w kosmetykach jak w ciuchach, ale przez to, że moja skóra jest tłusta i problematyczna, niestety muszę być czujna w składach a nie w poglądach. 


Podsumowując, pragnę zaznaczyć, że każdy może mieć inną skórę i osobiste priorytety. Ważne, aby kupować świadomie, to co rzeczywiście potrzebujemy, a nie to co jest głośniej reklamowane lub polecane.


Copyright @ 2021 Moistry