Obecnie żadna firma na terenie Unii Europejskiej nie testuje kosmetyków ani surowców do ich produkcji na zwierzętach, bo jest to niedozwolone.
Tak! W Unii Europejskiej obowiązuje całkowity zakaz testowania kosmetyków i ich składników na zwierzętach. Nie wolno też sprzedawać wyrobów kosmetycznych ani surowców, które są testowane na zwierzętach.
Sama od 6 lat staram się tłumaczyć klientkom, że jeśli kupiły jakikolwiek kosmetyk w Polsce, to na pewno nie był on testowany na zwierzętach... nawet jeśli nie ma na nim znaku króliczka.
Używanie przez producentów deklaracji "nietestowany na zwierzętach” jest niepotrzebne, zgodnie z przepisami prawa określonymi w Rozporządzeniu Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1223/2009. A według rozporządzenia nr 655/2013/WE taki napis wręcz nie powinien się znajdować na kosmetykach, ponieważ taka deklaracja może wprowadzać konsumentów w błąd. Ale... jak to? To swego rodzaju paradoks.
Parlament UE potraktował umieszczanie takiego napisu na produktach jako sugerowanie odbiorcom, że te produkty, które nie mają tego oznakowania, SĄ w gruncie rzeczy testowane na zwierzętach.
A tak nie jest. Owszem, znaczek króliczka może być używany na produktach, które są sprzedawane poza UE, gdyż niektóre kraje na swoim rynku wewnętrznym nadal wymagają testów produktów kosmetycznych i surowców na zwierzętach.
Faktem jest jednak, że na terenie UE (w tym oczywiście Polski) od 2009 roku nie wolno testować produktów kosmetycznych na zwierzętach, a od 2013 roku nie wolno stosować w produktach kosmetycznych składników testowanych na zwierzętach.
Natomiast jest w tym wszystkim pewien kruczek.
(nie jako pisklę - choć jest to artykuł związany ze zwierzakami! - ale jako luka)
Jeśli jakaś substancja była testowana na zwierzętach przed wprowadzeniem tego zakazu, to może być ona stosowana aktualnie w produktach kosmetycznych. Chodzi o to, że wszystkie dane toksykologiczne są zachowane w przepastnych bazach danych... a praktycznie każda substancja była kiedyś przebadana na zwierzakach. Smutna prawda, po prostu tak kiedyś było.
Tych wszystkich testów na znanych wcześniej surowcach już się nie wykonuje, ponieważ po pierwsze jest to zakazane, a po drugie nie ma takiej potrzeby, bo takie badania zostały już wykonane. A nowych surowców, których nie ma w bazach danych, także nie testuje się na zwierzętach, ponieważ zostały one "odkryte” i wprowadzane po 2013 roku - czyli, kategorycznie i nieodwracalnie - nie wolno tego robić.
Zresztą do testów używa się innych, naprawdę równie skutecznych i - mam nadzieję, że będę dobrze zrozumiana - mniej problematycznych, a tym samym bardziej opłacalnych metod, np. sztucznej skóry.
I jeszcze taka ciekawostka. Gdyby dziś ktoś chciałby być super-cruelty-free w tym sensie, że odrzucałby też produkty/surowce wytworzone dzięki archiwalnym badaniom, i na przykład rezygnował z zakupów kosmetyków z retinolem (tak, był kiedyś przebadany na zwierzętach) to... Strasznie ciężka sprawa, moi drodzy. Woda destylowana też kiedyś była przebadana na zwierzętach. I takie przykłady można by mnożyć w nieskończoność. Niestety, takie były czasy...
Osobiście stoję za uczciwą konkurencją, dlatego nie umieszczam na swoich opakowaniach znaku króliczka czy deklaracji "free from"/"nie zawiera”. Wolę edukować jak jest naprawdę - a naprawdę powinniśmy się cieszyć, że zmiany idą w dobrą stronę! I zgadzam się też z tym, że to by sugerowało, że inni producenci kosmetyków naturalnych nie dbają o Wasze bezpieczeństwo i poglądy.
A to nieprawda, bo dbają. I to nie tylko dlatego, że są moralni, ale też dlatego, że tak nakazuje prawo. I dobrze!
Taka jest obowiązkowa norma, dlatego jeśli zobaczycie na polskich półkach kosmetyk ze znakiem króliczka i obok niego kosmetyk bez tego znaku - wiedzcie, że to tylko marketing; jedna z tych firm próbuje się wyróżnić czymś, czego tak naprawdę muszą przestrzegać już wszyscy.
Albo marketing, albo niewiedza - ale jeśli to niewiedza, to ja się nie gniewam... najważniejsze, że wszyscy chcemy dobrze.