Jeśli już mnie znacie, to wiecie, że każdy mój kosmetyk jest bardzo bogaty w składniki aktywne. Tak też jest z serum. Oczywiście miałam duży problem i musiałam się ograniczać, żeby nie było 50 pozycji INCI na odwrocie opakowania.
Cała procedura tworzenia wyglądała tak jak zawsze:
zadałam sobie pytanie: na co moi Klienci narzekają najbardziej i co byłoby idealnym wzbogaceniem ich pielęgnacji?
Stworzyłam listę powtarzających się życzeń:
Długo dopasowywałam składniki, które odpowiadałyby na wszystkie te potrzeby, a później pytałam Klientów o ulubione konsystencje serum. Zrobiłam nawet ankietę na Instagramie, bo chciałam się upewnić, czy większość chce, aby serum było olejowe, żelowe, a może mleczne - o konsystencji emulsji.
Jak już zebrałam wszystkie wskazówki, pozostało mi „tylko” je wdrożyć, oraz stworzyć i przetestować serum, zanim wypuściłam je na badania. Pace nad serum trwały od lipca do stycznia, czyli ok pół roku. Możecie zapytać, dlaczego tak długo!? A ja Wam odpowiem, że nie wypuszczę kosmetyku do badań, póki sama nie będę do niego przekonana na 100%. Musi mi odpowiadać działanie i konsystencja. Dostaję też wskazówki od znajomych i rodziny, którzy testują pierwsze próbki. I to wszystko trwa, ale jak już powstanie to wiem, że było warto!
Kolejna kwestia - uwielbiam kosmetyki wielofunkcyjne i wpasowujące się we wszystkie rodzaje cery. Tak też jest z kremami. Dozując odpowiednią ilość kremu, Klient dopasowuje pielęgnację do swojej cery. A ta wielofunkcyjność kosmetyku jest dla mnie ważna, ponieważ nie przepadam za nakładaniem 5 różnych kosmetyków w codziennej rutynie pielęgnacyjnej. Wiecie, że zdrowa skóra jest dla mnie najważniejsza! A nie ma zdrowej skóry, kiedy narusza się jej fizjologiczny mikrobiom nadmiarem konserwantów, z takiej ilości kosmetyków!
Hehe, nad nazwą zawsze bardzo długo myślimy i prawie zawsze wymyśla ją mój mąż. Tak też było i tym razem. Opisałam serum jako bogatą mieszaninę, z dużą zawartością antyoksydantów. I tak powstała nazwa serum polifunkcyjne. Polifunkcyjne, czyli wielozadaniowe. I to był strzał w dziesiątkę! Dodaliśmy „z witaminami”, dla podkreślenia, że one tam są. A jak wiadomo witaminy mają też inne działanie, niż tylko walkę z wolnymi rodnikami.
Witamina C - tutaj użyta pochodna witaminy C, a dokładniej Tetraizopalmitynian Askorbylu. Jest stabilniejsza od kwasu askorbinowego oraz bardzo dobrze tolerowana nawet przez mocno wrażliwe skóry, ponieważ nie wymaga niskiego pH formulacji, aby efektywnie zadziałać. Niezastąpiony składnik przy pielęgnacji skór trądzikowych, dojrzałych i z przebarwieniami. Silny antyoksydant, wspiera regenerację i gojenie, pobudza produkcję kolagenu i elastyny, poprawia koloryt poszarzałej skóry. Inne witaminy, które znalazły się w serum to witamina E i B3 - niacynamid oraz prowitamina B5 - d-pantenol.
Kolejny antyoksydant to ekstrakt z zielonej herbaty! A znalazł się tu, ponieważ zielona herbata pięknie łagodzi stany zapalne i przyspiesza gojenie się przebarwień potrądzikowych (tych czerwonych). A wiecie co jeszcze wpływa na bardzo szybkie zanikanie tych czerwonych plamek? Kofeina, niacynamid i azeloglicyna, które również znajdują się w serum.
O bakuchiolu już pewnie słyszeliście nie raz. Ja też go pokochałam za jego właściwości, więc wiedziałam, że w serum musi się znaleźć! Bakuchiol jest stosowany we wspomaganiu leczenia trądziku. Ujędrnia skórę i opóźnia procesy starzenia się, działa antyoksydacyjne. Normalizuje, poprawia koloryt skóry i redukuje przebarwienia.
Kolejnym bardzo ciekawym składnikiem jest karnozyna, która jest peptydem! Stymuluje produkcję kolagenu i odnowę komórek skóry. Działa antyoksydacyjne, wzmacniająco i ochronnie. Regeneruje i przywraca skórze jednolity koloryt.
Serum zadba także o nawilżenie, regenerację i odżywienie, ponieważ dodałam d-pantenol, kwas hialuronowy i olej jojoba.
Te wszystkie składniki udało mi się połączyć w mleczne serum, które błyskawicznie się wchłania, nie lepi się, świetnie współgra z innymi kosmetykami do pielęgnacji lub makijażem.
Długo zastanawiałam się nad zapachem, ale tu znów - Wasze bezpieczeństwo jest dla mnie priorytetem, a wiem jak wiele osób zmaga się z alergiami i podrażnieniami po olejkach eterycznych. Dlatego zdecydowałam się nie dodawać żadnych zapachów - to, co czuć przy rozprowadzaniu serum, to jego własny zapach, pochodzący z użytych surowców.
Serum łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia
Zmniejsza czerwone przebarwienia pozapalne i redukuje niedoskonałości
Dba o nawilżenie i elastyczność
Poprawia jędrność i koloryt
Reguluje produkcję sebum
Regeneruje i koi
Przywraca gładkość i miękkość skórze
I na podsumowanie jeszcze mała ciekawostka. Każdy z moich kremów ma swój emblemat - ten mały symbol, który jest pod nazwą kosmetyku. W serum zastanawialiśmy się co to może być. I tu oczywiście mój bystry, niezastąpiony mąż wymyślił, że to musi być wzór chemiczny jakiejś substancji. Zapytałam dlaczego, a on na to: „a bo wszyscy dają tylko te listeczki, żeby się kojarzyło z kosmetykami naturalnymi i za dużo jest hejtu na tzw „chemię” to zróbmy psikusa. Coś co będzie kojarzyło się z „chemią”, a jednak będzie naturalne”. Podpowiedziałam mu, że BAKUCHIOL ma bardzo ładną cząsteczkę, którą możemy wykorzystać. I tak powstał ten tajemniczy emblemat polifunkcyjnego serum z witaminami.